
Adrian Pakulski WŁAŚCICIEL / SPECJALISTA SEO
Jesteś zainteresowany
współpracą?
Mimo że nie wynika to z oficjalnych badań rynkowych, daję obie ręce, że 90% agencji SEO w Polsce rozlicza się na podstawie ryczałtu i to z kilku prostych powodów. Przynajmniej z dwóch. Albo chcą zrobić dobre SEO, albo wyłudzić od Ciebie $.
Nie będę prowadził podprogowej gry i wmawiał ci, dlatego miałbyś przyjść do mnie i podpisać umowę na ryczałcie tylko dlatego, że na efekcie nie pracuję. Bo nie chcę i nie muszę.
Chcę ci tylko wytłumaczyć, dlatego tak wiele agencji porzuciło rozliczenie za efekt na rzecz ryczałtu. Bo porzuciło. Ostatnie takie umowy agencje podpisywały 2-3 lata temu.
Rozliczenie za efekt nie opłaca się żadnej ze stron
Zanim przejdę do meritum napiszę, że generalizuję. Bo jasne – potrafię wyobrazić sobie relację, że np. agencja SEO ma 100% kontroli nad tym co dzieje się na stronie, ma dostęp do FTP’a, a klient bez zgody agencji nie może zmienić nawet linijki kodu źródłowego na stronie. Tylko, że taki scenariusz to chcąc nie chcąc – utopia.
To jak działa rozliczenie na efekt najlepiej zobrazuję na przykładzie Pawła.
Któregoś dnia dzwoni do mnie Paweł. Paweł ma 32 lata, trójkę dzieci, żonę, kilkuletnie Audi i mało czasu, bo prowadzi firmę usługową zorientowaną na regionalnego klienta – SERP’y wyglądają typowo – czyli wiecie – w TOP jest AdWords, mapki, a potem on. Paweł boryka się z kilkoma problemami.
Po pierwsze, jego agencja nie robi nic poza wysyłaniem faktur VAT na 300 zł netto miesięcznie. Niby fajnie, bo pozycje się zgadzają, ale zanim jeszcze na dobre zaczęliśmy z Pawłem pracować, jego obie strony zawirusował hinduski bot z linkami do środków na potencję.
Agencja SEO, która miała pilnować tego co dzieje się wokół strony nie zorientowała się, że coś takiego miało miejsce. Mało tego. Stronę zdążyliśmy załatać, wymienić na WordPress’a (strona zawirusowana była starą Joomlą!), a oni nie zrobili przy tym dosłownie nic. Nawet żadnych uwag nie mieli, bo na stronę Pawła nikt z agencji nie wchodził od chwili podpisania umowy, czyli od połowy 2013 r.
Do tego momentu rozliczenie za efekt było fajne. Agencja SEO zbudowała 3 lata wcześniej pewną infrastrukturę, wpięła linki site-wide i działało. Problem w tym, że jedna ze stron (a obie były zawirusowane i w obu przypadkach leczyliśmy je tymi samymi technikami) któregoś dnia wypadła do TOP 50. Czyli sprzedaż zrobiła się żadna.
Na pytanie, co się stało – tamta agencja nic nie była w stanie wskazać i jedynym scenariuszem jaki wzięli pod uwagę jest wymiana domeny na nową i pozycjonowanie kolejnej strony. Tzn. agencja doskonale wie, co było przyczyną, ale tego nie powie. Jako, że 100% linków prowadzących do strony Pawła pochodziła z zaplecza tejże agencji, można przypuszczać, że SQT weszło im na lokal, albo dostali po filtrze algorytmicznym na lepszy początek wiosny. Who know.
Wiecie dlaczego agencja chce ładować się w kolejną stronę? Bo budżet 300 zł netto miesięcznie, na którą była spisana umowa wyczerpuje tak naprawdę ich możliwości. Bo wykonanie dobrego audytu, zakup Link Detoxa, pogrzebanie w Search Controle, usunięcie dziwnych wyników z indeksu, rzucenie 404 na wszystkie zawirusowane podstrony to za dużo. I ja ich trochę rozumiem, bo co z takim budżetem ma zrobić agencja? Z drugiej strony jeśli agencja decyduje się na rozliczenie za efekt – powinna określić koszty na tyle bezpiecznie, żeby móc odebrać od swojego klienta telefon bez pomrukiwania przy tym – „Co on tam znowu chce?”.
Paweł jest na etapie wymiany strony, którą ma zająć się tamta agencja i równocześnie pracuje ze mną. Problem nie wydaje się poważny, no bo za kilka miesięcy Paweł znów będzie miał TOP, ale to tylko kwestia perspektywy. Bo po pierwsze – agencja, która będzie chciała wbić stronę Pawła takimi samymi technikami, jak w 2013 r., nie dojedzie do TOP 20, bo rotacja wyników w TOP 10 jest dziś już niska i SERP’y okupują tzw. zasiedziałe domeny. Trzeba się będzie mocno postarać.
Co byłoby, gdyby Paweł miał sklep internetowy, był właścicielem kilkuletniego brandu, miał wypracowaną markę? Też zasugerowaliby wymianę domeny? Może na taką z myślnikiem? Bo 301 z ubitej domeny zrobić nie można no, bo przeniesie filtr.
Więc zaczynamy od nowa. Nowa piaskownica, nowe foremki, grabki i rzeźbimy.
Nie wspomnę już, że efekt jest szczególnie krzywdzący dla bardziej wymagającego biznesu. Bo o ile nie mam wątpliwości, że jeśli będę pozycjonował stronę klienta na „odgrzybianie tapicerki samochodowej w Koszalinie”, to ta strona sprzeda odgrzybianie, to już w przypadku e-commerce bywa naprawdę różnie. Pracowałem z klientami, którzy sami zasugerowali agencji SEO frazy do umowy i płacili naprawdę dobre pieniądze za frazy, jakie im kompletnie nie konwertowały na sprzedaż.
Dlaczego? Bo zła karta produktu, bo nie te kolory, których klient szukał, bo to, bo tamto. Ale umowa spisana na 12 miesięcy z 6-miesięcznym okresem wypowiedzenia, więc klient mógł najwyżej wygryzać sobie nocą wagi i płacić. Gdyby to był ryczałt, agencja mogłaby mierzyć na bieżąco współczynnik odrzuceń i stwierdzić, że np. dojechali do 1 miejsca, ale utrzymanie w TOP tej frazy jest zbyt kapitałochłonne i lepiej zrobić 5 innych, słabszych fraz, ale mieć znacznie lepszą konwersję i reinwestować tak zarobione pieniądze dalej.
Dużo by mówić.
Ale ryczałt też nie zabezpiecza interesu klienta
Pewnie, że nie zabezpiecza. Bo umówmy się – klient, który przychodzi po pozycjonowania na ogół nie ma pojęcia czym różni się link zaszyty w JavaScript od zwykłego linku HTML. I uważam, że mieć nie musi – po to przychodzi do agencji SEO, żeby to ona wzięła na siebie kompetencje budowy SERP’ów.
Problem w tym, że monitorowanie wyników agencji SEO jest trudne nawet dla ludzi, którzy pracują w agencjach interaktywnych i szeroko pojętym IT. Co dopiero ma powiedzieć klient.
Po drugiej stronie barykady mam Michała. Michał prowadzi dużą firmę – sektor produkcyjny. Michał zapłacił jednej dużych agencji SEO grubo ponad 16 tys. złotych netto za obsługę kampanii. To, że osoba odpowiedzialna za komunikację z nim odpowiadała średnio po 5 dniach roboczych to nie problem.
Problem był taki, że przy stronie Michała w zasadzie nikt nie pracował. Tzn. jakieś linki z precli sobie wchodziły, jakieś katalogowanie z Pozycjonusza też było (ej! Bez pojazdu – sam zlecam w Pozycjonuszu katalogowanie i to są naprawdę spoko chłopaki, nie w tym rzecz) i w zasadzie tyle. 16 tys. zł netto przytulone, na wyjazd na Dominikanę będzie. Nawet na 2 osoby jakby się uprzeć i to może w All Inclusive.
Wspomnę, że strona Michała była nietknięta pod względem optymalizacji. Czysty HTML bez RWD, żadnych tekstów, nawet meta tagów nie ruszyli – na 50% wszystkich podstron wyświetlała się ten sam title.
Kiedy kancelaria prawna wysłała pismo w sprawie tych zabłąkanych 16 tys. zł netto, agencja wyszła z letargu i zabrała się za optymalizację strony. Wow. Imponują nawet mi.
Wniosek jest krótki i większości dobrze znany
Nie bój się ryczałtu, ale pilnuj się. Bądź czujny przez cały okres trwania umowy.
Układaj się z ludźmi, których znasz i trzymaj ich krótko za twarz – żeby nie napisać, że za mordę.
I nie. Oferty pozycjonowania za 399 zł miesięcznie za 100 linków, 100 przeklików AdWords i 8 aktywności na Facebooku to niekoniecznie to, za co chcesz i powinieneś zapłacić.
Serio.

Jesteś ciekawy wyników współpracy z PAQ-Studio
Dowiedz się jak wygenerowaliśmy:
zwiększonego zasięgu w Google
Od 1 marca 2018 r. do 30 października 2021 r. poprawiliśmy widoczność marki Sklep Łuczniczy z poziomu 129 do 433 fraz sprzedażowych widocznych w Google w zasięgu TOP 1-3.
Ocen: Agencja SEO zaproponowała mi ryczałt. Chcą wyłudzić ode mnie pieniądze?