
Adrian Pakulski WŁAŚCICIEL / SPECJALISTA SEO
Jesteś zainteresowany
współpracą?
Jeden z naszych klientów, właściciel serwisu contentowego z branży okołofinansowej spytał nas, czy sprzedawanie publikacji, artykułów sponsorowanych z linkami dofollow w jego serwisie, to dobry pomysł, bo jak sam to nazwał „jest na tym dobra kasa”. Pomysł sam w sobie nie jest zły, choć w skrajnych wypadkach może implikować pewne zmiany w organiku. Jakie? O tym w dzisiejszym materiale.
Wróćmy na chwilę do roku 2009 kiedy to na polskim rynku z projektem SEOKatalog’u wystartował Mariusz Wysokiński – znany na forum.optymalizacja.com pod nickiem General_Depet. Nie będę przedstawiał całej historii skryptu, ale lata 2009 – 2013 były okresem, w którym katalogi miały się doskonale, a skrypt Generała kopał, jak nic innego przy marginalnym koszcie wejściowym (szczególnie dla większych wydawców, bo skrypt można było kupować w hurtowych ilościach przy dużych zniżkach). Oczywiście – skrypt skryptem, ale kluczowym parametrem, który determinował to, czy katalog jest mocny, czy nie – był tutaj sam moderator. Nawet najlepsza templatka nie ratowała katalogu, kiedy okazywało się, że moderator przepuszcza przez moderację wszystkie wpisy, sprowadzając swoją pracę do „Kliknij i zaakceptuj wszystkie wpisy oczekujące”. Potem okazywało się, że do katalogu wchodzą wpisy, które z czasem trafiają do dodawarek, Scrapebox’a, Xrumer’a, stałych i rotacyjnych systemów wymiany linków w celu ich „dopalenia”, a jeśli administrator nie zorientował się w porę i nie „postawił” takich wpisów w błąd 404, to taki zbyt szybki przyrost linków, anchorów exact match w krótkim czasie był powodem, dla którego katalog wypadał indeksu lub siadał na nim filtr algorytmiczny lub ktoś z działu SQT (Search Quality Team) przyklejał do niego filtr ręczny.
Nie będę rozwodził się teraz na temat kwestii etycznych, strategicznych itd., bo sam w podobny sposób dopalałem wpisy indekserami, Gotlinkiem lub 30-dniową paczką punktów w Statlinku, nie mniej – myślę, że mniejsi wydawcy katalogów mieli wpisane to ryzyko w kalkulację. Ja też – będąc np. wydawcą stron w Statlinku zawsze musiałem liczyć się z tym, że ktoś strzeli mniej udanego blasta na zapleczówkę albo wrzuci 10.000 linków z komentarzy na WP przez Scrapeboxa. Takie życie.
Oczywiście nie samo dopalanie wpisów było powodem, dla którego masowe stawianie katalogów przestało się spinać zarówno dla ich wydawców, jak i dla SEO’wców z nich korzystających, a prawdopodobna penalizacja skryptów/CMS’ów, na jakich stawiano katalogi.
Ten trochę przydługi wstęp o katalogach dobrze wprowadza nas w temat publikacji artykułów sponsorowanych na swoim blogu, serwisie contentowym.
Zasadniczo – to, czy publikować wpisy sponsorowane z linkami dofollow to tylko i wyłącznie kwestia relacji. Jeśli wiesz kto zleca ci ten artykuł sponsorowany i jakie ma podejście do biznesu, to nie ma większych powodów do obaw. Rzecz jasna – jeśli opublikowałeś wpis, zlecony ci przez agencję i nie masz 100% pewności, z kim pracujesz, byłoby dobrze, gdybyś obserwował profil linków, np. przez Ahrefs’a – przeklejając do niego pełen adres URL artykułu sponsorowanego, aby obserwować, czy ten reklamodawca, SEO’wiec, który zapłacił ci za publikację, nie zaczął „dopalać” wpisu z zewnątrz linkami, które mogą mieć negatywny wpływ na autorytet twojej domeny. Spłaszczam tutaj rzecz jasna wiele problemów, bo jeśli ktoś jest bardziej świadomy, to może zawsze zdecydować się „dopalić” ten zlecony ci artykuł sponsorowany z jego własnych miejscówek lub systemów wymiany linków, w jakim strony są blokowane przed robotami Ahrefsa, Majestica, to ty na wykresach nie zobaczysz dosłownie nic (z czasem domeny referujące zaczną pojawiać się w Search Console, ale bezwładność czasowa i niekompletność danych jest tak duża, że i tak nie będzie czasu, żeby zareagować na taką akcję), ale korzystając z tego Majestica lub Ahrefsa jesteś w stanie przynajmniej częściowo wyeliminować – nadzieję, że nikt się nie obrazi – amatorów. Bo jeśli ktoś płaci Ci 500-1000 zł netto za 1 link z twojego bloga, serwisu contentowego, a z drugiej strony, bez twojej zgody, wiedzy – ładuje 10.000 linków w taki wpis z blasta, to myślę, że takiego zlecenia i partnera szukałeś. I tyle.
A – i nie wspomniałem, jak obronić się przed takim blastem. Po pierwsze – nawet ustnie wypadałoby dogadać warunki i uprzedzić reklamodawcę, że nie godzisz się na „dopalanie” tak opublikowanego artykułu sponsorowanego z zewnętrznych źródeł z zastrzeżeniem, że gdyby coś takiego miało miejsce, to usuwasz taki wpis ze swojego serwisu i wprowadzasz URL, pod jakim opublikowany był ten artykuł sponsorowany w stan błędu 404. I tutaj ważna sprawa – czym innym jest, kiedy agencja pozyska kilka, kilkadziesiąt mocnych linków do tego twojego wpisu (co może być dogadane na chwilę przed opublikowaniem takiego artykułu), a co innego to pozyskanie 10.000 linków z argentyńskich forów fanów Natalii Oreiro.
I teraz ważna uwaga – materiał, który oglądasz nie powstał po to, żeby straszyć cię przed zleceniami artykułów sponsorowanych z linkami do reklamodawcy. To nie problem – grunt żebyś był świadomy takich marginalnych, choć nadal wydarzających się patologicznych scenariuszy. Materiał kieruję dla mniej doświadczonych blogerów, wydawców serwisów contentowych, którzy nie muszą znać się na SEO i zabierają się do takiej publikacji po raz pierwszy.

Jesteś ciekawy wyników współpracy z PAQ-Studio
Dowiedz się jak wygenerowaliśmy:
zwiększonego zasięgu w Google
Od 1 marca 2018 r. do 30 października 2021 r. poprawiliśmy widoczność marki Sklep Łuczniczy z poziomu 129 do 433 fraz sprzedażowych widocznych w Google w zasięgu TOP 1-3.
Ocen: Publikowanie artykułów sponsorowanych